Wysłanie w kosmos kabrioletu z manekinem za kierownicą kosztowało Elona Muska 90 mln dolarów. Wizja dryfującego w kosmosie auta wydała mu się jednak dostatecznie ekscytująca, aby to zrealizować. Z kolei lot statkiem należącym do Blue Origin, firmy Jeffa Bezosa, odbyła w grudniu córka Alana Sheparda, pierwszego Amerykanina w kosmosie. Tak, to ten statek, z którego śmieszkowano z powodu jego fallicznego kształtu. I ten sam, którego start za pośrednictwem YouTube obejrzały setki tysięcy osób. Taki lot kosztuje od kilku do kilkunastu milionów dolarów. O żadnym z tych faktów nie mówi "Wielki teatr świata" Cezarego Tomaszewskiego wg Pedro Calderona de la Barki w Teatrze Nowym. Scenografią sugeruje jednak, aby nie całkiem wymazać je z pamięci. A o czym mówi cały spektakl? To chyba w ogóle źle postawione pytanie.
"Wielki teatr świata", fot. Natalia Kabanow / mat. Teatru Nowego im. Dejmka
Nad sceną - halą magazynu przeładunkowego - wisi pisane czcionką firmy Amazon słowo "auto sacramental", nazwa barokowego dramatu alegorycznego, który Calderon z takim powodzeniem uprawiał. Pod napisem oczywiście jest "uśmiechnięty" logotyp te samej firmy, która tak udanie korzysta ze zdobyczy nauki, żeby kontrolować pracę ludzi, a ich samych niemal całkiem uprzedmiotowić. (Przy jednoczesnych wizerunkowych wysiłkach, mających przekonać, że dzieje się coś dokładnie odwrotnego). Logotyp jest jednak "smutny", bo odwrócony. Tomaszewski nie robi jednak satyry na późny kapitalizm i na bogaczy, którzy chcą nas przekonać, że ich marzenia o kosmicznej turystyce są w zgodzie z dobrem ludzkości. Nie robi też spektaklu "społecznie zaangażowanego", choć rekwizytów takiego nie brakuje. Właściwie to wykorzystuje je z premedytacją, tylko myli tropy. Stąd być może niepewność w reakcjach widowni (byłem na jednym ze spektakli po premierze). Śmiać się? Oburzać? Problematyczność "tonacji" i "przekazu" wzmacnia sfera muzyczna - rozchwiane rejestry kolejnych utworów: np. Agnus Dei Mozarta - czy jest ono śpiewane serio, buffo, czy może z kpiną? A"Life is a mystery" Madonny - czy ten naiwny przebój pop próbuje komunikować jakąś uniwersalną prawdę?
Reżyser i choreograf postępuje tu jak ktoś, kto zapisuje kolejne zdania w notatniku, a potem kreśli je lub ściera i pisze od nowa. Nie idzie do końca w żadną ze stron, zwłaszcza w stronę teatru jasno określonych tez i oczywistych determinizmów. Markuje ruchy, ale przede wszystkim - uwaga! - dąży do tego, aby iść za duchem tekstu i za skupiającym się na barokowym koncepcie Calderonem. To tak jak z mapą, gdzie najtrudniej zobaczyć to, co napisane największymi literami. Tomaszewski nie zmienia sensów dramatu, tylko koloryt. Nie analizuje go dogłębnie, bo nie ma tego w zwyczaju, nie przepisuje, nie ubiera we kostium współczesności. Wybiera żart i pląs. Po prostu nakłada na "Wielki teatr świata" szablon swojego "rewiowego", "wodewilowego" teatru i to wystarcza. Myślę, że własnie po to został do Nowego zaproszony (pierwszy raz był w 2014 r. na mini-festiwalu „Awangarda i socrealizm”, gdzie zrealizował mini-spektakl „Nie ma tego złego, co by ładnie nie wyszło”, który nie miał chyba długiego życia). Aby pokazać, że "nowy teatr" jest dziś już dojrzały lub wręcz stary, a o tym co prawdziwie nowe, decydują inne nazwiska twórców niż jeszcze przed paroma laty, że to wydarza się właśnie teraz. I aby zrobić nam teatr zawieszony między zabawą, żartem a poważną wypowiedzią. Teatr próbujący otworzyć scenę na innego, szerszego widza.
A co z rakietami bogaczy? Coś jest na rzeczy. Przynajmniej gdy chodzi o kierunki i płaszczyzny, na jakich Tomaszewski rozgrywa sensy spektaklu. Im bardziej uprzedmiotowieni stają się pracownicy magazynu, którym "kierownicy" wmawiają ważność ich krzątaniny (przydzielają alegoryczne role, które potem odbierają "uśmiercając" ich), tym większa, silniejsza i mocniej odczuwalna jest "świętość" różnych Bezosów i Musków, którzy chcą być "narratorami" naszego życia. Jeden z nich nawet ląduje na scenie z komicznej podróży. Im bardziej tacy ludzie organizują naszą wyobraźnię swoimi "marzeniami" o kosmosie, robiąc z tego spektakl transmitowany na nasze smartfony, tym mniej interesuje nas "codzienne życie". Albo też: sen dominuje nad nie-snem, czyniąc go mniej realnym niż jest i już nie wiadomo, co czym właściwie jest. Tylko czekają na to wielkie korporacje i współczesny biznes, czyniący naszą pracę bezwartościową, a do tego katastrofa klimatyczna postępuje, trzeba mniej mięsa, więcej odnawialnych źródeł energii, mniej nierówności, więcej czułości... Dość łatwo zacząć pisać taką recenzję "zaangażowany spektakl o...", choć nie byłaby to recenzja tego konkretnego spektaklu. Ten w Nowym jest równie ważny niż rozpoczynający dyrekcję Doroty Ignatjew "1968" Brzyka. A może nawet, jako kolejny krok w nowym kierunku w niełatwym sezonie, jako kolejne duże zadanie dla zespołu aktorskiego (który dał radę!), w pewien sposób ważniejszy.
[19.02.2022]
Ocena Pudla: (3/5)
Przeczytałeś_przeczytałaś? Jeśli uważasz, że miało to dla Ciebie wartość, będzie mi miło, gdy postawisz mi kawę: buycoffee.to/pudelteatralny
Comments