top of page

Jan Klata i teatr narodowej kuracji

  • kaczynskilu
  • 26 lut
  • 6 minut(y) czytania

Najpierw w punktach o tym, dlaczego wybór Jana Klaty na dyrektora Teatru Narodowego broni się artystyczne, ale jest niemądry i krótkowzroczny z innych perspektyw, być może ważniejszych. Potem o tym, co łączy to zdarzenie z „odważną i niepokorną” warszawską kawiarnią, która przestraszyła się niegdysiejszego żarliwego polemisty Jana Klaty. Na koniec: program pozytywny, czyli jak Jan Klata ogrywa wszystkich, ale rozlanego przez ministrę kultury mleka już nie pozbiera.


Czerwona płachta 2.0


Tak, Jan Klata to wybitny reżyser, twórca w głęboki sposób wchodzący w dialog z tekstami kultury, tożsamością i polskim kanonem. Ale w ministerialnej decyzji dotyczącej obsady tego jednego akurat teatru nie powinny być brane pod uwagę tylko świetność reżysera, zestaw nagród, jakie już dostał, uznanie, jakim się cieszy itp. Obsadzenie Teatru Narodowego zawsze będzie czymś więcej niż tylko decyzją artystyczną. Będzie deklaracją. A jednoznaczne deklaracje mają to do siebie, że ich konsekwencjami często nie da się sterować. Dlatego – tak, ten wybór również smuci, bo pokazuje, jak krótkowzroczne, nieprzemyślane i głupie mogą być decyzje ministry Hanny Wróblewskiej.


1. Kto pamięta, co działo się na samo pojawienie się informacji, że w Starym Teatrze będzie reżyserował Oliver Frljić albo jak wyglądały protesty przed Teatrem Powszechnym (oczywiście warszawskim) przy „Klątwie”, ten potrafi wyobrazić sobie co prawica, jej media, jej zwolennicy, także jej trolle, zrobią teraz. Będzie tak samo, a może mocniej. Dlaczego miałoby być słabiej?


2. Teatr Narodowy za dyrekcji Jana Englerta był jako tako eklektyczny od strony repertuaru – choć są tacy, którym jest zawsze za mało. Czy za Jana Klaty będzie taki również? Może. Ale nawet jeśli będzie zaskakująco różnorodny i eklektyczny (czego nie pokazuje jego program) – patrz punkt 1.


3. Nie potrzebujemy instytucji, które dzielą. Ani takich, które są ideowymi, ideologicznymi, światopoglądowymi silosami lub o których można taki przekaz zbudować. Potrzebujemy takich, które zszywają tkankę społeczną. Wybór Jana Klaty to nie jest tego rodzaju wybór – patrz punkty 1 i 2.


4. Wobec Rosji jako państwu wrogiego ładowi zachodniemu, którego częścią jesteśmy, i wobec algorytmów, które radykalizują ludzi i wpływają na ich postawy oraz wybory, nie potrzebujemy instytucji, które mogą stać się pożywką dla wrogiej działalności. Potrzebujemy takich, które tę działalność neutralizują, de facto stabilizując europejski, demokratyczny ład społeczny. Skoro można za argument decydujący o czyjejś dyrekcji uznać to, czy uwzględnia proekologiczne koncepcje w układzie kosztów, to takim argumentem może być tym bardziej łatwość, z jaką unika ona wwikłania w plemienne naparzanki i nie dostarcza argumentów wrogiej propagandzie.


5. Jeśli będzie „czwarty PiS”, w Narodowym będzie Stary Teatr Bis. A potem drugi silos, tylko z czym innym. Właśnie w imię „zszywania tkanki społecznej”, „dbania o dobro narodowe” etc. Tego typu argumenty już nieraz padały. Będą padać znów.

Gratulacje, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Właśnie wybraliście kolejną wojnę kulturową, której jako społeczeństwo nie potrzebujemy.


Program nie ma znaczenia


Tak, program Jana Klaty dla Narodowego nie jest spisem lęków polskiej (pato)prawicy. Wiadomo jednak też, że do programu konkursowego można wpisać wszystko. Rzeczywistość, praktyka, realne zamierzenia dyrektora oraz cicha zgoda na nie organizatora instytucji to wszystko zweryfikują. W przypadku teatru tym bardziej – program nie może zadekretować, czym będą przewidziane spektakle, ani jaką będą miały wymowę. Nie może tego zrobić nawet sam dyrektor. Nawet wiedza o dotychczasowych strategiach twórczych zaplanowanych reżyserów i reżyserek nie ma tu nic do gadania. Co więcej, program Klaty dla Narodowego jest – tak przynajmniej ja go czytam – dokładnie kontynuacją tego, co artysta ten realizował w Starym Teatrze. No i chyba dobrze, że nie zaprzecza samemu sobie, prawda? Powinienem się cieszyć. Szkoda, że cieszy się również ta część (pato)prawicy, która nie będzie fatygować się, jak na przykład Piotr Zaremba, i oglądać powstałych tu przedstawień. Analizować ich. Spierać się z twórcami. W wojnach kulturowych atak odbywa się z uprzednio nazwanych i dobrze znanych dla plemion pozycji. I możecie wierzyć, recenzje przedstawień, jakie zobaczycie za tej dyrekcji w Narodowym, już zostały napisane i czekają na publikację.


Nie ma znaczenia to, co jest w programie Jana Klaty również dlatego, że nikt z odbiorców tych recenzji do tego programu nie zajrzy i nie podejmie wysiłku zrozumienia umieszczonych w nim wykładni. Ważniejsze jest to, co można autorowi programu przykleić. A także jego persona. A także wyobrażenie o nim już zbudowane u części odbiorców setkami publikacji w latach minionych. Patrząc na to, co dzieje się dziś w świecie z informacją jako taką – jak niewielką jej część stanowi prawda, ukrywana przez algorytmy, które boostują to, co radykalne, a czasem przy okazji kłamliwe – można mieć pewność, że spektakle Klaty, jego publiczne wystąpienia jako dyrektora TN etc., nie sprawią, że rozlane przy okazji tego mianowania mleko zniknie. „Zło” już się wydarzyło i widnie pod nim wyraźny podpis osoby, którą za to odpowiada. Rozwijając myśli z komentarza Łukasza Drewniaka oraz tegoż metaforykę – jeśli nadejdzie trzecia kadencja PiS i Jan Klata oraz Narodowy staną się płonącym symbolem, pamiętajmy, kto w lutym 2025 naznosił drewna do tego stosu.


Kultura w wojnie informacyjnej


Instytucja kultury jako element europejskiego systemu bezpieczeństwa? A co w tym tak trudnego do wyobrażenia, jeśli Finlandia uczyniła już kilka lat temu ze swoich bibliotek narzędzie w walce z rosyjską wojną informacyjną? Polskie biblioteki i mediateki również powinny zacząć pełnić tę rolę. A co powinny robić instytucje innego rodzaju? Po pierwsze: nie szkodzić. Po drugie: poruszać się w poprzek linii podziałów. Po trzecie: odrzucić politykę tożsamości, ostentacyjnie i jawnie. Po czwarte: spajać tkankę społeczną. Po piąte: schodzić z linii strzału.


Tymczasem za bliski rzeczywistości uznać należy ten opis, który mówi, że odbiór kultury w Polsce odbywa się w silosach. W swoim siedzi prawica, w swoim lewica, w swoim reszta. Ruch na liniach skrajnych nie odbywa się. Nikt nie czyta, nie ogląda, nie dyskutuje tych „drugich”. Wokół jest masa „neutralnej”, ale też niezwiązanej z rzeczywistością „produkcji kulturalnej”. Ona nie powinna nas interesować. Choć obsługuje ona tak samo autentyczne potrzeby, za jej „programowanie” w stopniu mniejszym lub większym nie odpowiadają państwo i samorządy, choć mogą jej elementy podtrzymywać transferami dotacji. Z takich korzysta także Fundacja „Kultura Nie Boli”, która wspiera warszawską kawiarnię Big Book Cafe np. przez organizację festiwalu literackiego. BBC to prywatna inicjatywa, więc czego się tu czepiać? Tego, że na początku roku zarządzającym miejscem pokazali, jak nie rozumieć i nie realizować sensu miejsca, które organizuje publiczną debatę. BBC odmówiło Teologii Politycznej gościny związanego z tym środowiskiem pisarza i publicysty Andrzeja Horubały z nowym zbiorem opowiadań. Uznało go za osobę „bardzo kontrowersyjną”. Darujmy sobie mowę trawę i nazwijmy rzecz po imieniu: lepiej nie podpaść urzędnikom oraz wiernym wielkomiejskim odbiorcom ze swojej bańki, niż podpaść. Lepiej wybrać wierność polityce tożsamości, niż wybrać odstępstwo. Lepiej żeby wszyscy czuli się komfortowo, niż żeby kilka osób się zdziwiło. Horubała jest mniej więcej tak samo kontrowersyjny jak każdy, kto w lib-leftowym salonie ma odmienne na coś poglądy. Zdaje się, że potrafi w sposób cywilizowany o tym rozmawiać. Okej, czytałem kiedyś jego teksty polemizujące ze spektaklami Jana Klaty i do dziś nie mam przekonania, że Horubała powinien pisać o teatrze, że go czuje, rozumie i umie opisać. Nie mówiąc o perspektywie, z jakiej pisze. Jego książkę puściłem w bookcrossing pełną podkreśleń miejsc, z którymi nie mogłem się zgodzić. Tylko, co to ma do rzeczy? Teraz chodzi o to, czy w tomie opowiadań „Incydenty” Horubała jest dobrym pisarzem, czy nie. Nie wiem i goście BBC też się tego nie dowiedzą. W mediach, z którymi mają kontakt, najpewniej nie spotkają się z odpowiedzią na to pytanie, bo te piszą tylko o „swoich” albo patronatach, za które trzeba płacić. U influenserów, których śledzą, jego książki nie zobaczą. Gdzie mają spotkać Horubałę pisarza, jeśli do miejsc, w których „tradycyjnie” można by z nim pogadać lub go posłuchać – stawiam tezę – też nie chodzą? Być może klasyczny adresat „Incydentów” również nie chodzi do BBC, a teraz by przyszedł i spotkał się z tutejszymi bywalcami? Może nawet jedni i drudzy przekonaliby się, że mają o tej książce i autorze podobne zdanie. A może nie. Może zapytaliby go, jak to się stało, że nie mógł zaprotestować przeciw słowu „parchy” w tygodniku „Do Rzeczy”, którym współkierował, więc rzucił papierami. Tylko nic z tego się nie wydarzy, bo fundacja BBC, deklarująca, że „nie stawia sobie granic”, tu granicę postawiła, sobie i innym uczestnikom życia publicznego.


Idea instytucji kultury w dobie wojny informacyjnej to nie być jak Big Book Cafe – nie być silosem. A także wszystkie wymienione wcześniej punkty.


Pozytywnie, ale


W pewnym idealistycznym, ale może wcale nie tak mało realnym scenariuszu, można wyobrazić sobie jednak, że Jan Klata wychodzi z całej tej sytuacji zwycięsko. Dzieje się to nie za sprawą przedstawień, jakie za jego dyrekcji powstaną, ale dzięki temu, że sobie i innym „nie stawia granic”. Można wyobrazić sobie, jak jednym z pierwszych gości np. w bloku wydarzeń okołoteatralnych okazuje się nie kto inny, jak jego dawny polemista Andrzej Horubała. Idealna okazja, żeby zrobić resume dawnych sporów oraz rzucić je na szersze społeczne i polityczne tło - i docenić, że w ogóle się odbywały. Nie znam Jana Klaty, nie wiem, jakimi ścieżkami chodzą jego myśli, ale mam przeczucie, że lubi grać oficjelom na nosie. Goszcząc Horubałę zagrałby na nosie ministrze, włodarzom miasta, partii rządzącej, ale również największej partii opozycyjnej, (pato)prawicowym mediom i trollom, a także licznym zastępom innych zainteresowanych mąceniem. Poszedłby w poprzek podziałów plemiennych. A że jest mądrym gościem o przenikliwym wglądzie w istotę rzeczy, to podszedłby do sprawy na poważnie i pozytywny efekt takiego manifestacyjnego gestu mógłby nas wszystkich zaskoczyć. Panie Janie, kto, jeśli nie Pan?


[26.02.2025]

Comments


Daj mi znać, co myślisz.

Thanks for submitting!

© 2035 by Train of Thoughts. Powered and secured by Wix

bottom of page